Rolnicy skupieni wokół Izby Rolniczej w Opolu uczestniczyli w akcji na polsko-niemieckich przejściach granicznych. Sprawdzali, jak wygląda bioasekuracja związana z wystąpieniem pryszczycy w Niemczech. Rolnicy domagają się zabezpieczenia granicy i ochrony polskiego rolnictwa przed skutkami rozprzestrzenienia się choroby. 

Rolnicy z całej Polski kontrolowali sytuację na wszystkich przejściach wzdłuż zachodniej granicy. Około 30-tu opolskich gospodarzy pojechało na przejście w Olszynie. 

Według Wiceprezesa Izby Rolniczej w Opolu Łukasza Smolarczyka, bramki dezynfekcyjne były ustawiane na prędko. – Służby graniczne chyba dowiedziały się, że będziemy chcieli zobaczyć, jak to wygląda. Chodziło nam o to, żeby sprawdzić bioasekurację. Okazało się, że jej praktycznie nie ma. Pryszczyca to choroba dużo groźniejsza, niż ASF i ptasia grypa. Problem polega na tym, że to dotyczy wszystkich parzystokopytnych. W Wielkiej Brytanii w 2001, doprowadziła do wybicia 6 milionów sztuk zwierząt – podkreśla Smolarczyk. 

– Teraz epidemia wybuchła w Niemczech, przy naszej zachodniej granicy. Mamy o tej porze roku zachodnie wiatry, a jest to choroba przenoszona też drogą powietrzną. Państwo nas nie zabezpiecza w ogóle. To, co zobaczyliśmy na granicy, to nie jest chyba wina samej weterynarii, to bardziej ministerstwo powinno dać większe narzędzia. Pytanie, czy nie byłoby zasadne na miesiąc zamknąć granicę z Niemcami, co zrobiła już Holandia, Wielka Brytania i Ukraina – proponuje Wiceprezes Izby Rolniczej w Opolu. 

Zdaniem rolników, wiosną będzie łatwiej opanować rozprzestrzenianie się choroby, ponieważ wirus ginie w wyższych temperaturach. – Nasza spontaniczna akcja przyniosła efekt, bo po dwóch dniach ministerstwo zapowiedziało, że te działania na granicy będą stanowcze i będzie całodobowa kontrola weterynarii – dodaje Łukasz Smolarczyk.

Martin Jaguś z powiatu oleskiego, powiedział, że były niedociągnięcia na granicy. – Jechaliśmy tam z zamiarem pokojowym, nie chcieliśmy tamować ruchu. Po naszym przyjeździe dojechało kilka radiowozów i pojazdów straży granicznej. Nie dotarła jednak służba weterynarii. Bramka dezynfekcyjna stała z boku, ale na początku nie ściągano na bok żadnych samochodów, dopiero, kiedy przyjechaliśmy. Ja mam hodowlę bydła mięsnego i jest strach, bo z pryszczycą nie ma nic pewnego. Ponadto, nie ma żadnych odszkodowań od państwa i trudno się zabezpieczyć. Firmy ubezpieczeniowe nie chcą się podejmować ubezpieczeń – dodaje.

Krzysztof Szewior, rolnik z powiatu krapkowickiego ocenia, że służby nie były przygotowane. – Kontrola trwała właściwie przez czas, kiedy byliśmy na miejscu. Jeżeli Niemcy nie zdusili tego wirusa w zarodku u siebie, to patrząc na podejście inspekcji, to my leżymy. Od nas się wymaga bioasekuracji, która już drożeje. Środki dezynfekcyjne drożeją, a nie ma podstawowego zabezpieczenia, które powinno być na granicy. Niemcy kontrolują każdy samochód, dlaczego my nie możemy? Boimy się tej choroby, tym bardziej, że nie ma możliwości ubezpieczenia bydła – podkreśla hodowca bydła mlecznego z Komornik.

Rolnicy domagali się ścisłej kontroli wjeżdżających pojazdów i wprowadzenia mat dezynfekcyjnych. Rolnicy podkreślali również konieczność drobiazgowego sprawdzania pojazdów przewożących zwierzęta.

Tymczasem Główny Lekarz Weterynarii poinformował, że na terenie Polski do dnia 17.01.2025 r. nie stwierdzono żadnego przypadku tej choroby. Jednocześnie, zaapelował o przestrzeganie zasad bioasekuracji przez podmioty związane ze zwierzętami parzystokopytnymi z gatunków wrażliwych, a w przypadku przewoźników zwierząt o konieczności dezynfekcji środków transportu, zgodnie z wymaganiami rozporządzenia nr 1/2005.

źródło: IR w Opolu