Kombajn

Niekorzystna aura i spadające ceny skupu zbóż, na to główne narzekali rolnicy w tym sezonie. Zła koniunktura utrzymuje się już od kliku lat, co stawia pod znakiem zapytania opłacalność produkcji. Na horyzoncie pojawia się również widmo redukcji dopłat, szalejące epidemie zwierząt oraz import żywności. Wiceprezes Izby Rolniczej w Opolu Marek Froelich ocenia tegoroczne żniwa jako trudne, bo coraz więcej czynników obniża dochody w rolnictwie. 

Rok się zaczynał obiecująco, bo plony jęczmienia ozimego były dobre, przynajmniej na terenie południowej Opolszczyzny. Pojawił się już jednak problem z gęstością jęczmienia. Potem zaczęły się żniwa rzepaku. „Jego ceny były dobre i dał całkiem niezłe plony. Początkowo wydawało się, że na plantacjach będzie można osiągnąć wydajność ponad 4 ton z hektara, jednak nie zbierało się więcej niż 3,5 do 4 ton. Cena rzepaku była zadowalająca, więc nie można narzekać. Natomiast pszenica wyglądała rewelacyjnie, ale krótko przed zbiorami zabrakło jej wody. Brak opadów spowodował, że nie potrafiła osiągnąć dobrych parametrów gęstości i MTS. Nawet plantacje, które rokowały ponad 10 ton z hektara, nie dawały tych parametrów. Po prostu ziarno było lekkie”, mówi Froelich.

Opolscy rolnicy wyprodukowali zboża jakościowe, za które nie otrzymali satysfakcjonujących cen, ponieważ zabrakło parametru gęstości. Zboże nadaje się do produkcji żywności, jednak na każdej tonie rolnicy zarobili 100 złotych mniej niż w ubiegłym roku. „To się zemści na budżetach. Będzie na pewno odczuwalne. Rolnicy będą musieli zrezygnować z pewnych planów zakupowych, co wcale nie jest dobre w rolnictwie. Jestem za ewolucyjnym i przewidywalnym rozwojem gospodarstw. Firmy, które handlują i produkują maszyny też nie mogą pracować skokowo. Tutaj jest problem”, wskazuje wiceszef Izby Rolniczej w Opolu.

Zaczęły się zbiory buraków cukrowych. W województwie opolskim deszcz nie padał przez ostatnie dwa tygodnie, przy wyjątkowo wysokich temperaturach. Buraki, mówiąc językiem rolniczym: „położyły liście”. Jeśli nawet popada, odbudowanie liści nastąpi kosztem zawartości cukru w tych burakach, które są już w ziemi. Tonaż buraka we wczesnych kontraktacjach jest zadowalający, jednak – zdaniem rolników – ceny są kiepskie, podobnie jak w przypadku innych produktów.

Rolnictwo jest również narażone na działania spekulacyjne na giełdach towarowych, co decyduje, czasami nawet przed sezonem, czy produkcja będzie opłacalna. Wiceprezes Izby Rolniczej w Opolu podkreśla, że rolnicy przeczuwali niższe ceny niż przed rokiem. „Ewidentnie przed żniwami wiedzieliśmy, że możemy zapomnieć o ubiegłorocznych cenach, gdzie sprzedawaliśmy w granicach 650 złotych za tonę pszenicy. W tym roku dostaliśmy 550 złotych za tę samą pszenicę. Jest więcej pszenicy paszowej niż jakościowej, co też obniżyło ceny w gospodarstwach”, ocenia Froelich.

Zdaniem samorządu rolniczego, otwarty import z Ukrainy powoduje, że ceny skupu nie będą już rosły. „Nie ma takiego impulsu na dzisiaj”, mówi Marek Froelich. „Ukraina eksportuje 25 milionów ton zbóż. Dla porównania, Polska w całości produkuje 25 milionów zbóż. Gdyby ekspansja zbóż z tamtego kierunku była jeszcze większa, nie możemy już w Europie liczyć na dobre ceny. To przerażająca perspektywa”, dodaje.

Dużym niepokojem napawa rolników rozszerzanie się strefy afrykańskiego pomoru świń. Ciągle spada pogłowie mimo zabiegów administracyjnych, by ten trend odwrócić. Rolnicy obawiają się, że nie będą mieli gdzie wykorzystać zbóż paszowych. W ocenie rolników, to jest ogromne zagrożenie, bowiem większość tego, co produkują to jednak zboża paszowe.

Izba Rolnicza od lat przypomina, że żywność jest towarem strategicznym. Niepokojące – zdaniem rolników – jest to, że według danych GUS, w ciągu ostatnich 15 lat zostało w Polsce „odrolnionych” 2,5 miliona hektarów. „Jeśli będziemy redukować powierzchnie pod uprawy, staniemy się importerem żywności. Nie mamy pewności, że dopłaty unijne będą utrzymane. Raczej jest tendencja ich redukowania. Gdyby do tego doszło, sytuacja gospodarstw będzie dramatycznie trudna. Dlatego, przekonujemy rolników, że trzeba mieć jeszcze inne dochody poza gospodarstwem”, przewiduje Froelich.